Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrina z miasteczka Tczew. Mam przejechane 12667.71 kilometrów w tym 6141.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrina.bikestats.pl
  • DST 109.84km
  • Teren 85.00km
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze

Suwalszczyzna i Litwa, dzień 1

Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 2

Maćkowi niech będą dzięki za rewelacyjny pomysł wyjazdu weekendowego. Suwalszczyznę odwiedzałam wcześniej już dwa razy, więc gdy tylko przeczytałam wpis o wycieczce na RWM, natychmiast się do niej zapaliłam.

Antoś nieco mniej - usiłował chłopak torpedować planowanie, niecnie przejmując mapę:


Tak, czy siak, w piątek o 20:00 pod nasz dom podjechał nigdy nieśpiący Maciek. Kociszcze utulone odpowiednio, pojechało do mojej mamy, a my ruszyliśmy w drogę. Na miejscu, tzn. w Gołdapi, byliśmy ok. 3:00. Zaparkowaliśmy na wyszperanym przez Macieja w odmętach Internetu parkingu strzeżonym i zdrzemnęliśmy się do 5:00.

Trochę przygotowań i ruszyliśmy w drogę. Na pierwszy ogień poszła Puszcza Romnicka, w której telefon raz łapał zasięg rosyjski, raz polski. O poranku bardzo malownicza:


Podążaliśmy w stronę Stańczyków. Ech, kiedyś to było fantastyczne miejsce, dzikie. Po starym, wilhelmińskim moście kolejowym biegł szlak pieszy. Teraz wszystko ogrodzono, postawiono budkę z hot-dogami i generalnie w wyjątkowo kiczowaty sposób skomercjalizowano. Szkoda.

Łukasz jednak dzielnie kadrował i ukrył obecne mankamenty miejsca:


Ze Stańczyków podążyliśmy szlakami w stronę Wiżajn, gdzie zaopatrzyliśmy się nieco, a następnie uderzyliśmy w stronę kwatery, by zrzucić część ciężaru z pleców.

Gdy dojechaliśmy pod wskazany adres, Wysokie 5, byliśmy w szoku - jednak głupi ma szczęście :D. Zupełnie przez przypadek zarezerwowałam nam kwaterę z PRYWATNYM JEZIOREM :D.

Tak, czy siak, zrobiliśmy przepak; kurczaki, ja się nawet przebrałam i ciuchy uprałam; i ruszyliśmy na Litwę do Wisztynieckiego Parku Regionalnego. 

Tu przekraczamy granicę:


Jak się okazało, trasa wiodła drogą, którą przez przypadek odnalazłam lata temu - starą drogą przygraniczną, obfitującą w fantastyczne zjazdy i podjazdy.

Jako, że upał był koszmarny, gdy dotarliśmy już do cywilizacji, poprosiłam w jednym z gospodarstw o wodę. Bo cóż, tamte rejony nie obfitują w sklepy. Ooo, a w domu widocznym w tle, mieszkali przyjaźni gospodarze, którzy poratowali spragnionych rowerzystów:


Kres naszej wycieczki nastąpił w Wisztyńcu, gdzie, jak okazało się, znajduje się bardzo ładny ośrodek wczasowy. Zjedliśmy tu obiad i opiliśmy się cydrem. Potem zjechaliśmy nad jezioro. Kto nie miał w czubie, ten pływał:).

Schłodzeni, ruszyliśmy do Polski. Objechaliśmy jeszcze jezioro Wiżajny i zjechaliśmy na kwaterę, by zrobić sobie konkurs skoków do wody. Cholera, zdecydowanie wygrał Maciek. Skoczył z saltem i było pozamiatane:P. Rzeczone skoki na filmie z drugiego dnia.

Fotki łukaszowe i moje.





Komentarze
Katrina
| 22:32 piątek, 8 sierpnia 2014 | linkuj Bonifacy? Znaczy Antoś? Tak, nasz. A dokładnie, wedle umowy kupna-sprzedaży, mój:).
Nefre
| 21:24 piątek, 8 sierpnia 2014 | linkuj Czadersko:)) Ten Bonifacy to Wasz???
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!