Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrina z miasteczka Tczew. Mam przejechane 12667.71 kilometrów w tym 6141.76 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrina.bikestats.pl
  • DST 140.51km
  • Sprzęt szosa by Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Warlubia przez Grudziądz i Kwidzyn do Tczewa

Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 4

Moje kochanie w ten weekend się pochorowało, więc musiałam sama się sobą zająć rowerowo.

Jakoś nie dogadałyśmy się z Dorotą co do wspólnego wyjazdu (ech, nie ma co, ja szybciej chodzę spać i szybciej wstaję:P).

Mając straszliwego lenia, doszłam do wniosku, że jedynym sposobem na pokonanie większego dystansu, będzie wywiezienie siebie gdzieś dalej pociągiem. Jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Po 8:30 wskoczyłam w pociąg do Warlubia.

Podróż całkiem zacna, w zwykłym, ciepłym przedziale, a nie bydlęcym. Tylko, że to co za oknem, napawało mnie nieco niepokojem. Im dalej na południe, tym więcej śniegu widać było za oknami.

Gdy wysiadłam, w sumie nie miałam już wyboru. Opłotkami, przez Wielki Komorsk, Osiek (kurka wodna, tych Osieków od groma jest u nas) i Dragacz skierowałam się do Grudziądza, by przekroczyć tam Wisłę.

Tu poniżej mój rower zakopany gdzieś na tym odcinku, chyba w okolicach miejscowości Krusze:

Asfalt w lesie był konkretnie zalodzony. W sumie tylko środek drogi był przejezdny.

Od Grudziądza miał już być lajcik. Hmm, jednak nie do końca tak wyszło. Najpierw nieco zakręciłam się w mieście i sporo czasu zmarnowałam, a potem okazało się, że wiatr nie czytał prognozy ICM i nie wiedział, że ma wiać z południa. Wiał bardziej ze wschodu, więc plany o jeździe z wiatrem padły.

Wymroziło mnie niemożebnie, więc w Kwidzynie zatrzymałam się na dłużej w pizzerii celem odtajania i konsumowania. Oj, dwa imbryczki herbaty poszły:D.

W Białej Górze, na około setnym kilometrze nastąpiło odcięcie mocy. Padłam i tyle:):
.

Podejrzewam jednak, że częściowo powodem mojej słabości była za mała ilość cukru. Pizza pizzą, ale czekolada, czy inne muszę być. A ja miałam przy sobie tylko jedną tubkę żelu energetycznego, którą pochłonęłam gdzieś koło trzydziestego kilometra trasy.

Ostatecznie, w Miłoradzu zatankowałam dwa marcepanowe aniołki wielkanocne i sok pomarańczowy (oj, napój w bidonie był zbyt orzeźwiający) i moc zaczęła wracać.

A tu miła niespodzianka w sam raz dla ujeżdżającego rower szosowy. Most Lisewski cały w śniegu i lodzie:


Cóż, przejechałam po tym, ale zazdrościłam bikerowi, który wyprzedził mnie bez problemu na rowerku XC. Oj, jak sama chciałam w tamtym momencie mieć szerokie kapcie i niskie ciśnienie:).

Trasa ostatecznie zamknęła się w 133,88km.

Tyle, że od razu, gdy wpadłam do domu, zamieniłam rower na padakę, chwyciłam plecak i pognałam po kotożwir i karmę dla Antosia. Dobrze, że koło dworca postawili te wiaty - przynajmniej można się spodziewać, że po 15-minutowych zakupach w Galerii Kociewskiej jeszcze zobaczymy swój rower:).

I tym sposobem dokręciłam jeszcze 6,68km.


Kategoria Szosa



Komentarze
Katrina
| 19:24 wtorek, 19 marca 2013 | linkuj Całe szczęście, że most ten jest tak zamknięty, jak kiedyś piwo Bosman było "bezalkoholowe":). Wiaty wymiatają:). Gadajcie z Mareckim, to i może elblążanie dorobią się swoich przy wyremontowanym dworcu:).
Zadlo
| 13:11 poniedziałek, 18 marca 2013 | linkuj Most zamknięty dla ruchu kołowego ;) to i śnieg leży a wiat koło dworca, Elbląg wam zazdrości, testowane podczas styczniowych odwiedzin waszej zacnej rowerowej choinki.
Katrina
| 21:56 niedziela, 17 marca 2013 | linkuj Oj padły, padły. Pod koniec marzyłam, żeby teleportować się do domu:).
fruzia
| 21:33 niedziela, 17 marca 2013 | linkuj o widzę że i Tobie padły dziś bateryjki :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!