Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Lipiec3 - 4
- 2015, Czerwiec9 - 3
- 2015, Maj4 - 1
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 0
- 2015, Luty2 - 2
- 2015, Styczeń4 - 7
- 2014, Grudzień2 - 0
- 2014, Listopad4 - 0
- 2014, Październik1 - 3
- 2014, Wrzesień7 - 0
- 2014, Sierpień16 - 14
- 2014, Lipiec10 - 24
- 2014, Czerwiec5 - 2
- 2014, Maj7 - 37
- 2014, Kwiecień7 - 4
- 2014, Marzec10 - 9
- 2014, Luty6 - 5
- 2014, Styczeń5 - 11
- 2013, Grudzień3 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik10 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 7
- 2013, Sierpień16 - 0
- 2013, Lipiec8 - 0
- 2013, Czerwiec16 - 0
- 2013, Maj8 - 5
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec9 - 15
- 2013, Luty14 - 1
- 2013, Styczeń3 - 0
- DST 43.92km
- Sprzęt szosa by Trek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Dorotą po Żuławach
Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 09.08.2014 | Komentarze 0
Krótka rundka przez Steblewo, Suchy Dąb i Koźliny.
- DST 110.78km
- Teren 80.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Suwalszczyzna i Litwa, dzień 2
Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 3
Dzień zapowiadał się jeszcze cieplejszy, więc nastawiliśmy budziki na 5:00, by wystartować jak najszybciej.
Zeszliśmy do kuchni i nagle niespodzianka. Mój telefon wskazywał 6:00! Cóż się okazało - na górze miałam zasięg polski, a na dole rosyjski. Telefon automatycznie przestawiał się na czas moskiewski:D.
Podjedliśmy, by przez Sudawskie znów wjechać na Litwę, na znany już nam szuterek, by tym razem podążyć nim na wschód.
Po drodze Łukasz wypatrzył oryginalną, hamerykańską skrzynkę pocztową. Chyba miała równoważyć charakter sąsiedztwa;):
Tak, czy siak, powiem, że tego dnia zaliczyliśmy opisywany w Bikeboardzie singiel nad Hańczą, Błaskowiznę i kąpiel w najgłębszym polskim jeziorze.
A na sam koniec wisienka na torcie, czyli maćkowy film z dwóch dni:
Fotki autorstwa mojego Łukasza.
- DST 109.84km
- Teren 85.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Suwalszczyzna i Litwa, dzień 1
Sobota, 2 sierpnia 2014 · dodano: 07.08.2014 | Komentarze 2
Maćkowi niech będą dzięki za rewelacyjny pomysł wyjazdu weekendowego. Suwalszczyznę odwiedzałam wcześniej już dwa razy, więc gdy tylko przeczytałam wpis o wycieczce na RWM, natychmiast się do niej zapaliłam.
Antoś nieco mniej - usiłował chłopak torpedować planowanie, niecnie przejmując mapę:
Tak, czy siak, w piątek o 20:00 pod nasz dom podjechał nigdy nieśpiący Maciek. Kociszcze utulone odpowiednio, pojechało do mojej mamy, a my ruszyliśmy w drogę. Na miejscu, tzn. w Gołdapi, byliśmy ok. 3:00. Zaparkowaliśmy na wyszperanym przez Macieja w odmętach Internetu parkingu strzeżonym i zdrzemnęliśmy się do 5:00.
Trochę przygotowań i ruszyliśmy w drogę. Na pierwszy ogień poszła Puszcza Romnicka, w której telefon raz łapał zasięg rosyjski, raz polski. O poranku bardzo malownicza:
Podążaliśmy w stronę Stańczyków. Ech, kiedyś to było fantastyczne miejsce, dzikie. Po starym, wilhelmińskim moście kolejowym biegł szlak pieszy. Teraz wszystko ogrodzono, postawiono budkę z hot-dogami i generalnie w wyjątkowo kiczowaty sposób skomercjalizowano. Szkoda.
Łukasz jednak dzielnie kadrował i ukrył obecne mankamenty miejsca:
Ze Stańczyków podążyliśmy szlakami w stronę Wiżajn, gdzie zaopatrzyliśmy się nieco, a następnie uderzyliśmy w stronę kwatery, by zrzucić część ciężaru z pleców.
Gdy dojechaliśmy pod wskazany adres, Wysokie 5, byliśmy w szoku - jednak głupi ma szczęście :D. Zupełnie przez przypadek zarezerwowałam nam kwaterę z PRYWATNYM JEZIOREM :D.
Tak, czy siak, zrobiliśmy przepak; kurczaki, ja się nawet przebrałam i ciuchy uprałam; i ruszyliśmy na Litwę do Wisztynieckiego Parku Regionalnego.
Tu przekraczamy granicę:
Jak się okazało, trasa wiodła drogą, którą przez przypadek odnalazłam lata temu - starą drogą przygraniczną, obfitującą w fantastyczne zjazdy i podjazdy.
Jako, że upał był koszmarny, gdy dotarliśmy już do cywilizacji, poprosiłam w jednym z gospodarstw o wodę. Bo cóż, tamte rejony nie obfitują w sklepy. Ooo, a w domu widocznym w tle, mieszkali przyjaźni gospodarze, którzy poratowali spragnionych rowerzystów:
Kres naszej wycieczki nastąpił w Wisztyńcu, gdzie, jak okazało się, znajduje się bardzo ładny ośrodek wczasowy. Zjedliśmy tu obiad i opiliśmy się cydrem. Potem zjechaliśmy nad jezioro. Kto nie miał w czubie, ten pływał:).
Schłodzeni, ruszyliśmy do Polski. Objechaliśmy jeszcze jezioro Wiżajny i zjechaliśmy na kwaterę, by zrobić sobie konkurs skoków do wody. Cholera, zdecydowanie wygrał Maciek. Skoczył z saltem i było pozamiatane:P. Rzeczone skoki na filmie z drugiego dnia.
Fotki łukaszowe i moje.
- DST 42.86km
- Sprzęt Zimowa padaka
- Aktywność Jazda na rowerze
Godziszewo
Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 31.07.2014 | Komentarze 2
Podobnie, jak i tydzień wcześniej, postanowiłyśmy wybrać się z Dorotą nad jezioro. Oj, szkoda tylko, ze moja szosa z pękniętą przerzutką w serwisie stała.
Cóż, pojechałam na góralu. Posmażyłyśmy się na pomoście, popływałyśmy i wróciłyśmy.
Gdy wchodziłam do domu, otrzymałam wiadomość, że mogę odebrać już rower. Cóż, złośliwość losu.
- DST 92.31km
- Teren 70.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Rekord w smażeniu jajecznicy, czyli Kartuzy i Dni Kultury Kaszubskiej
Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 31.07.2014 | Komentarze 2
Dzień zapowiadał się nieciekawie. ICM straszył. Deszcz nie tylko miał padać w ciągu dnia. Padał dość solidnie nocy poprzedzającej wycieczkę, stąd drogi były nieco wilgotne::
Tuż po przeprawie, zaczęło siąpić, a potem lać. Było jednak tak gorąco, że praktycznie bez zakładania kurtek postanowiliśmy kontynuować trasę. I tak w deszczu, robiąc leśne pętelki i supełki, dotarliśmy do Kartuz.
Tu chcieliśmy obserwować smażenie największej jajecznicy świata. Jednak zapach skutecznie nas odstraszył. Oj tak, straszliwy był.
Grupa rozdzieliła się więc - gdy reszta ekipy udała się do rowerowego po klocki hamulcowe dla Prezesa, my (ja i Łukasz) udaliśmy się do knajpy. Spotkaliśmy się ponownie koło Ławeczki Asesora.
Tu na fotce prawie cała ekipa, za wyjątkiem pani fotograf:):
Z Kartuz podążyliśmy w stronę Chmielna. Tu na plaży zrobiliśmy popas kąpielowy. Kto nie wziął kostiumu, ten kąpał się w bieliźnie (oczywiście ja :P).
Niestety po tym miłym popasie, musieliśmy odłączyć się od grupy i szybko wrócić po auto do Oliwy, by odebrać moją szanowną rodzicielkę z lotniska.
Fotki autorstwa Marka R i Alali, która dorwała się do jego aparat.
- DST 97.00km
- Sprzęt szosa by Trek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plażing
Środa, 23 lipca 2014 · dodano: 23.07.2014 | Komentarze 9
Plaża w Świbnie dobra sprawa. Dziś ponownie z Dorotą. Szkoda tylko, że głupim babom rowery się obaliły od wiatru i kosmiczne ilości piachu łyknęły w klamkomanetki. W sumie, stwierdziłyśmy, że początkowo też głupio je ustawiłyśmy. Mój teraz w serwisie, Doroty być może jutro.
W każdym razie, woda i fale fantastyczne - nie to, co ta tragedia w głównej części Trójmiasta.
A tu rowerowo-plażowy śmietnik:
- DST 75.41km
- Sprzęt szosa by Trek
- Aktywność Jazda na rowerze
Siwiałka z Dorotą
Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0
Trasa Sobowidz-Godziszewo-Siwiałka-Starogard-Śliwiny-Rokitki-Tczew.
Po drodze plaża.
- DST 100.06km
- Teren 80.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Kamienie Wilhelma
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 2
Łukasz, Wielce Szanowny Prezes i jego Spec, a także jeden z kamieni:

Łukasz w zbożu:

O dziwo, komary nadmiernie nie cięły.
- DST 101.34km
- Teren 3.50km
- Sprzęt szosa by Trek
- Aktywność Jazda na rowerze
Po pracy szosówką z Mirkiem
Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 16.07.2014 | Komentarze 2
Korzystając z wolnego popołudnia, wyskoczyłam z Mirkiem na szosę. Z Tczewa przez Sobowidz pojechaliśmy do Starogardu. Stamtąd uderzyliśmy na Pelplin i Rudno, by skierować się na Tczew. Oczywiście górale-sieroty zapomniały, że w okolicach Międzyłęża zwinęli asfalt, ale co tam. Do Rybaków przejechaliśmy się po szutrze fragmentami konkretnie pokarbowanym przez koła traktorów.
A tu ciekawostka - w co wjechał Mirek? (Mirek psuje koła vol. 3 ;P)
Oczywiście w roztopiony asfalt. Na fotce opona już po wstępnym czyszczeniu. Resztę udało się usunąć, gdy asfalt już wysechł, ale początkowo rower zdrowo hałasował w czasie jazdy.
- DST 92.59km
- Teren 70.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Dolina Dolnej Wisły i straszliwe chaszcze
Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 3
Tradycyjnie, jak co roku, postanowiliśmy wybrać się na przejażdżkę Szlakiem Doliny Dolnej Wisły (tym czarnym pieszym, jakby ktoś zastanawiał się, o który szlak wzdłuż Wisły chodzi).
To fantastyczna trasa - piękne widoki, leśne i polne zjazdy i podjazdy. Zazwyczaj jednak jeździliśmy tam wiosną - 30 maja najpóźniej, patrząc po datach wcześniejszych wypadów. I Chryste, to co zastaliśmy na trasie, przerosło nas.
O Nowego do Kozielca trasa wiodąca przez pola blisko brzegu rzeki to istna dżungla pełna pokrzyw i komarów. Zawróciliśmy. W sumie szkoda, bo podjazd do Kozielca znad rzeki nas ominął. Ale są pewne granice.
A tu kolejne chaszcze. Na fotce ustawiam drogowskaz wskazujący pole Bitwy Dwóch Wazów.
A tu już droga prowadząca w kierunku rzeczonego pola bitwy. Tu jeszcze stosunkowo mało zarośnięta.
Tu zarośnięta już znacznie gorzej - niestety, te piękne żółte kwiatki, w połączeniu z ostami, stworzyły mieszankę równie zabójczą, jak pokrzywy znad Wisły w Nowem. Wyjechałam z tej drogi z mnóstwem małych, krwawiących nacięć na łydkach.
Generalnie wycieczka udana, ale w nocy nie mogłam spać, tak mnie nogi piekły i jednocześnie swędziały. Bąble komarowe też dawały się we znaki. Dziś w pracy cały czas wspomagałam się zimnymi okładami. Po pracy zdołałam kupić Xylometazolin. Do nosa to trucizna, ale na ukąszenia niezły. Ponadto zaopatrzyłam się w aptece w maść chłodzącą i wracam do stanu normalności.