Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Lipiec3 - 4
- 2015, Czerwiec9 - 3
- 2015, Maj4 - 1
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 0
- 2015, Luty2 - 2
- 2015, Styczeń4 - 7
- 2014, Grudzień2 - 0
- 2014, Listopad4 - 0
- 2014, Październik1 - 3
- 2014, Wrzesień7 - 0
- 2014, Sierpień16 - 14
- 2014, Lipiec10 - 24
- 2014, Czerwiec5 - 2
- 2014, Maj7 - 37
- 2014, Kwiecień7 - 4
- 2014, Marzec10 - 9
- 2014, Luty6 - 5
- 2014, Styczeń5 - 11
- 2013, Grudzień3 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik10 - 0
- 2013, Wrzesień7 - 7
- 2013, Sierpień16 - 0
- 2013, Lipiec8 - 0
- 2013, Czerwiec16 - 0
- 2013, Maj8 - 5
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec9 - 15
- 2013, Luty14 - 1
- 2013, Styczeń3 - 0
Tatry 1, czyli pętla przez Kozi Wierch i Żleb Kulczyńskiego
Sobota, 23 sierpnia 2014 · dodano: 04.09.2014 | Komentarze 0
Od czasu, gdy jesteśmy razem, staramy się raz do roku wyjechać w Tatry na kilka dni (oj, co nie wychodzi, niestety:P). Ja wędruję sobie po nich od 6 roku życia, dla Łukasza był to czwarty wypad.
Tu linki do łukaszowych relacji z naszych wcześniejszych, wspólnych wycieczek:
Tatry 2009
Tatry 2011
Tatry 2012
W piątek zapakowaliśmy rowery i cały majdan do auta, by uderzyć do Raby Wyżnej, gdzie mieszka wujostwo Łukasza. Tu mieliśmy w planach zostawić wszystko, prócz bagażu pieszego i uderzyć w góry. Tak też zrobiliśmy.
Jadąc przecięliśmy Beskid Niski - faktycznie, pięknie tam. BikeBoard ma rację - to miejsce trzeba odwiedzić na rowerach.
Tak czy siak, z rana w sobotę wskoczyliśmy w pociąg, potem busa. W Kuźnicach wbiliśmy się do TPN i nasza wycieczka zaczęła się.
Uderzyliśmy na schronisko Murowaniec, jedyne schronisko, gdzie w wypadku braku miejsc nie można spać na podłodze. Oczywiście zawsze z rana odbywa się tam wyścig plecakowców, którzy usiłują zdobyć tam miejsca z codziennej, porannej puli miejsc, których nie można wcześniej zarezerwować (rezerwacji na sezon trzeba dokonywać kilka miesięcy naprzód).
W recepcji stawiliśmy się tuż przed 8:45, czyli godziną zero. Uff, miejsca udało się zdobyć. Nie ma co, wyjścia na szlaki z Murowańca są świetne, więc nie można dziwić tłumowi chętnych.
W narciarni zostawiliśmy większość bagażu i uderzyliśmy na właściwą trasę.
Tego dnia weszliśmy na Kozią przełęcz, by Orlą Percią przejść przez Kozie czuby i Kozi Wierch do Żlebu Kulczyńskiego i stamtąd do schroniska. Zależało nam na pokonaniu tego fragmentu, bo był to ostatni niepokonany przez nas fragment Orlej, w sumie najtrudniejszy, biorąc pod uwagę stosunek dystansu do czasu przejścia.
Poniżej łukaszowe fotki:
Widok na Czarny Staw Gąsienicowy z niebieskiego szlaku na Zawrat
W drodze na Kozią Przełęcz
Widok na Kozie Czuby (po lewej) z Koziej Przełęczy (zdjęcie z 2012 roku; z tego nie mamy, bo za ślisko było)
Wejście na Żleb Kulczyńskiego. Parę lat temu jakaś dziewczyna usiadła na krawędzi tego skalnego okna po prawej i spadła. Niestety, jest tam prawie pionowa przepaść, stąd nie przeżyła. Głupio mówić, ale krawędź przepaści to nie krawędź basenu. Nie siada się na niej, żeby odpocząć (a tak pono było).
Widok ze Żlebu Kulczyńskiego. Całość strasznie wypłaszczona. Jak to na zdjęciu. Dwa lata temu było tu łatwiej - teraz się wcześniej, niż prognoza głosiła rozpadało i trzeba było dupą (z akcentem na ą:P) ślizgać się w dół. Zabezpieczeń właściwie żadnych, bo po co (poco to się nogi noco ;>). Jak to w Tatrach - łańcuchy są tam, gdzie ich nie potrzeba, a tam, gdzie by się przydały, kupa. Dobrze, że w jednym miejscu jakaś dobra dusza zostawiła linę wspinaczkową zapętloną na skale.
Bieszczady 7, czyli ceprostradą przez Tarnicę
Czwartek, 21 sierpnia 2014 · dodano: 04.09.2014 | Komentarze 0
Pogoda zapowiadana była kijowa, więc znów poratowaliśmy się sprzętem pieszym i wybraliśmy się na Tarnicę. Gdy już schodziliśmy, szlaki zamieniły się w rwące potoki, co zważywszy na mało kamienisty charakter Bieszczad, było dość zaskakujące.
Tu na zejściu czerwonym szlakiem w stronę Ustrzyk Górnych. To zdjęcie nie jest nieostre. Taka mgła była:
Ten dzień uświadomił mi, że używane przeze mnie buty Aku Camana już wymagają wymiany. Przemokły całkowicie. Stanie w potoku jeszcze potrafiły zdzierżyć, ale już nie konkretną, górską ulewę. I nie, moi mili, nie naciekło mi od góry. Gdy lało, miałam na sobie długie spodnie z membraną.
- DST 36.00km
- Teren 10.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady dzień 6, czyli asfalt i błoto w okolicach Baligrodu
Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 04.09.2014 | Komentarze 0
Pamiętajcie, glina Bieszczadzka jest okropna. Ze względu na ukształtowanie terenu, gorsza, niż żuławska.
Poniżej widoczek autorstwa Łukasza:
- DST 50.00km
- Teren 27.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady dzień 5, czyli śladami chłopaków z BikeBoardu
Wtorek, 19 sierpnia 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 3
Po przeczytaniu o tego artykułu z Bikeboardu, postanowiliśmy i my zapoznać się z pono najpiękniejszym singletrekiem w Bieszczadach. Cóż, ciągać rower trochę trzeba było, zresztą jak i pierwszego dnia. Trasę nieco zmodyfikowaliśmy - nie pchaliśmy się na sam koniec w dzicz, a zjechaliśmy żółtym szlakiem pieszym.
Na trasie znaleźliśmy znaczek Enduro Trophy . I wsio jasne.
Wbrew temu, co piszą w BB, żółty to świetna opcja na zjazd. Owszem, bardzo techniczna fragmentami, ale dająca sporo frajdy.
Tu gdzieś w okolicach Płaszy. Nadal jestem pod wrażeniem, jak dobre zdjęcie Łukaszowi wyszło.
Ja już zjechałam, Łukasz foci.
Poniżej Łukasz. Jak na zdjęcie z komórki, nawet wyszło.
- DST 32.99km
- Teren 20.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady dzień 4, czyli leczenie nóg
Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 2
Po pieszej wycieczce dzień wcześniej miałam tak straszne zakwasy, ze ledwo chodziłam. Na rower udało mi się wsiąść, ale musiałam być ostrożna. Tego więc dnia rozdzieliliśmy się z Łukaszem. On uderzył w ostry teren, ja skoczyłam szutrami w stylu Izerów do rezerwatu Sine Wiry.
Mój rower nad Wetliną:
Widok z mostku na granicy Sinych Wirów:
Bieszczady dzień 3 - pieszo
Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 1
W naszej okolicy zapowiadano deszcz, więc wybraliśmy się do Bieszczadzkiego Parku Narodowego na ceprostrady, czyli Połoninę Caryńską i Wetlińską. Powrót do Kalnicy przez Smerk. Chryste, co za błotniste zejście.
Szlaki, jak szlaki. Takie Tatry Zachodnie (piękne i całe szczęście, stosunkowo niedoceniane), tyle, że gorsze.
Marszu wyszło coś poniżej 9 godzin razem z przystankami - niestety na ostatnim zejściu, tym ze Smerka, nadwyrężyłam sobie nadmiernie mięśnie i miałam wybitnie sztywne nogi.
- DST 28.00km
- Teren 19.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady dzień 2 - w deszczu
Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 0
Deszcz i jeszcze raz deszcz. Dlatego szał techniczny tego dnia był wykluczony. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się na niebieski rowerowy. Coś w stylu izerskich szutrów. Wskoczyliśmy na niego za miejscowością Żubracze i dojechaliśmy do Roztok Górnych, skąd przemoczeni wróciliśmy do Cisnej.
Tak, tak. Jedziemy w kierunku chmur. Jeszcze nie pada, ale wkrótce zacznie. Wcześniej, niż ICM wieścił.
- DST 37.00km
- Teren 28.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady - dzień 1
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 0
Naszą bieszczadzką bazą wypadową była Cisna.
Dojechaliśmy tu z rana po całonocnej podróży autem. Prowadziliśmy na zmianę, więc dojechaliśmy raczej sprawnie. Choć, cholera, na autostradzie ramię mnie rozbolało kosmicznie. Jak ramie może rozboleć od prowadzenia? Bez sensu. Jeszcze Polonezem bez wspomagania to bym zrozumiała. Ale co tam.
W każdym razie, rozpakowaliśmy się i zaplanowaliśmy trasę.
Z Cisnej podjechaliśmy asfaltem (rowerowy szlak niebieski) do Przełęczy nad Roztokami, by tu wbić się na niebieski pieszy i podążyć nim na zachód. Szlak w tym roku, ze względu na sprzyjającą roślinności pogodę, był wybitnie zarośnięty. Pod koniec naszej wyprawy zamienił się zaś w tor przeszkód - parowy, strumienie, zwalone drzewa co kilkanaście metrów.
Gdy zbliżyliśmy się do wału wąskotorowej Bieszczadzkiej Kolei Leśnej, po prostu się na niego wdrapaliśmy i i w okolicach Balnicy wbiliśmy się na jakiś szuter. Hm, chyba szlak żółty.
Zjechaliśmy i na asfalcie do Cisnej odcięło mi po prostu prąd - za mało jadła chyba. W każdym razie, ostatecznie usiadłam sobie w jakimś ładnym miejscu, a Łukasz skoczył po auto. Hm, bywa.
Tu gdzieś na trasie:
Zdjęcie autorstwa Łukasza.
- DST 104.76km
- Aktywność Jazda na rowerze
Sopot z przygodami
Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 13.08.2014 | Komentarze 1
Oj, dzisiejszy wypad, wielce przyjemny, obfitował jednak w ciekawe zdarzenia. A jak wiemy, chińskie powiedzenie "obyś żył w ciekawych czasach" nie jest skierowane do przyjaciół.
Zaczęło się od tego, że pojechałam po Dorotę i dopiero u niej w domu zorientowałam się, ze wkładkę włożyłam jedynie do prawego buta SPD. Lewy świecił gołym wnętrzem. Cóż, trza było zawrócić.
Po pewnych perturbacjach wskoczyłyśmy w końcu na szosę. Tempo miałyśmy piękne, wspomagane wiatrem w plecy:). Tylko łańcuch wydawał pokutne dźwięki. Byłam przekonana, że trze o pentagram, więc walczyłam z baryłką dzielnie, acz średnio skutecznie.
Uff, jednak w końcu dojechałyśmy nad morze. W tle molo w Brzeźnie, na pierwszym planie ja z naddatkiem rowerów:):
Tu znowu pozują rowery i część plażowa mojej ulubionej góralskiej chaty, czyli Koliby. Gdy są tu imprezy, ludzie tańczą na stołach, a drinki stawiają na belkach podsufitowych;). Teraz spokojnie, prawie śpię:
Po miłym odpoczynku nastąpił jednak koniec spokoju. Gdy podjeżdżałyśmy do bankomatu w Kamiennym Potoku, zerwałam łańcuch. KMC to jednak wstrętna i niegodna zaufania guma od majtek, a nie łańcuch. Dorota była przekonana, ze to już koniec naszej wycieczki. Była 18:30. Jednak byłam uparta. Kilka szybkich telefonów i okazało się, ze Alter w Sopocie jest czynny do 19:00. Wsiadłyśmy więc w SKM, po wyjściu z pociągu pobłądziłyśmy w labiryncie wykopów i remontów (by nie tracić czasu, używałam roweru jako hulajnogi) i o 18:55 dotarłyśmy do Altera. Tu panowie wyrzucili uszkodzone ogniwo i założyli spinkę. Oczywiście, na zużytym łańcuchu hałasowała, ale rower jechał i tak ciszej, niż przed awarią.
Grzecznie pociągnęłyśmy więc w stronę Gdańska, tu wsiadłyśmy na wyremontowany wał do Pruszcza (chyba ze 2 lata był rozkopany) i podążyłyśmy do Tczewa. Trasa wygląda teraz świetnie. Tu Dorota na wspomnianej trasie:
- DST 150.87km
- Teren 60.00km
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Białogórskie plażowanie
Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 12.08.2014 | Komentarze 0
Z inicjatywy Maćka vel. Maxa (nie mylić z Maćkiem, autorem filmików) wybraliśmy się siedmioosobową ekipą do Białogóry. Sama trasa łatwa i przyjemna. Jedyny fragment ostrzejszy to sprint po drodze rowerowej z Krokowej do Pucka.
Główne atrakcje wycieczki to wędzony trewal i fantastyczna kąpiel w otwartym morzu. Fale były świetne. Film jakoś je pomniejszył :P.
Cała ekipa za wyjątkiem fotografa, czyli Maćka, kryptonim 666:Młyn przerobiony całkiem niedawno na budynek mieszkalny. Gdy zaczynałam bikerzyć, był w fatalnym stanie. Zdaje się, ze w miejscowości Trzy Młyny. Fotka autorstwa Maćka, vel Maxa:
A tu wklejka do relacji filmowej. Tym razem autor (Maciej666) coś podkręcił tempo taśmy:):